Przejdź do głównej zawartości

Fiśnięci internetu i virale głupoty

Kiedyś „fiśnięty” oznaczało kogoś lekko szalonego, dziwacznego, czasem zabawnego. Dzisiaj fiśniętym jest niemal cały internet.

TikTok, YouTube, Reels, a do tego Instagram – platformy, które miały inspirować, a stały się miejscem pokazowej głupoty, perfekcji i niekończącej się reklamy. Każdy drugi post to selfi w wannie, kawa z napisem „dzień dobry, kochani 👄” albo zdjęcie śniadania z milionem filtrów, jakby ktoś próbował sprzedać swoje życie w kawałkach. A co trzeci post? Oczywiście reklama z kodem typu „-10% z moim hasłem XYZ” – bo nic tak nie wzbogaca świata jak influencer, który chce, żebyś kupił jego słoik jagód albo ręcznie robioną świecę w kształcie kota.

relax4000

Influencerzy dbają wyłącznie o rytm: nowy post, nowy filmik, nowy trend, nowy kod rabatowy. Wartość merytoryczna? Nieistotna. Kreatywność? Opcjonalna. Liczy się jedno: czy algorytm Cię zauważy i czy zdążysz zdobyć lajki, zanim wpadniesz w kolejny feedowy wir absurdu. Bo po co tworzyć coś, co kogokolwiek zainspiruje, skoro można wrzucić kolejny filmik z kawą, filtrem i podpisem „kocham moje życie”?

Kiedy patrzę na to wszystko, mam wrażenie, że większość treści kręci się w kółko: młodzi influencerzy codziennie publikują filmik, żeby algorytm ich „nie zapomniał” - przeklinanie, wygłupy, wymyślone dramaty, wyzwania, których sensu nie sposób pojąć - wszystko w rytmie „kliknij, obejrzyj, zapomnij”. Wszyscy ścigają się o subskrybentów, lajki i krótkie zaangażowanie.

Kanały na YouTube, które teoretycznie mogłyby poruszać ważne tematy - naukę, historię, wartościowe dyskusje - są zachowawcze jak nigdy. Bo YouTube cenzuruje, bo algorytm boi się kontrowersji, bo lepiej wypuścić kolejny filmik o niczym, który przyciągnie widza i podbije statystyki. Tak powstaje dziwna równowaga: twórcy muszą być „bezpieczni”, a widzowie karmieni są powtarzalnym contentem, który nic nie wnosi.

Dramatoza Tiktoka

TikTok wygląda jeszcze bardziej dramatycznie. Przeklinanie, wygłupy, tańce, śmieszne miny. Algorytm premiuje powtarzalność, rytm i emocje, a nie treść. Efekt? Miliony młodych ludzi uczą się zachowań, które w realnym życiu w większości przypadków uznalibyśmy za durnowate. Kiedyś ktoś robiłby z siebie wariata na podwórku, a teraz miliony ludzi powtarzają ten sam numer w internecie, licząc na lajki i reakcje.. 😐

Przypomina mi się porównanie do lat 90 - wtedy, jeśli ktoś był „fiśnięty”, wszyscy wiedzieli, że ma w głowie nie po kolei. Już przykładów nie będę przytaczał ale każdy na pewno miał na swoim osiedlu lub w bliskim sąsiedztwie takiego gagatka, który robił rzeczy.. zresztą nieważne, nazwijmy je głupimi.
Sam słownik języka polskiego definiuje synonimy "fiśniętego" jako: kopnięty, porąbany, puknięty, rąbnięty, sfiksowany, stuknięty, szurnięty, walnięty czyli świadczące o niezrównoważeniu psychicznym. A dzisiaj w internecie obserwujemy całe galerie takich zachowań: dzieci i nastolatków jedzących mydło dla kliknięć, nagrywających sobie szalone wyzwania typu skakanie z krzeseł na stół, popisywanie się „przyspieszonym” jedzeniem ostrej papryki aż do płaczu albo całe masy tiktokerów kopiujących niebezpieczne trendy z parkouru czy ekstremalnych pranków, które mogą skończyć się złamaniami, wizytą w szpitalu lub śmiercią. Czasem viral idzie o wymioty, wlewanie wody do nosa, wpuszczanie dezodorantu do ust, robienie „snake bite challenge” albo wciskanie sobie dziwnych przedmiotów do nosa lub uszu i jeszcze gdzieś tam... dla punktów i reakcji lajków. To nic fizycznego - kilka bajtów 😑

Znalazłem inne takie fiśnięte "czelendże" w internecie ale to z pewnością bardzo okrojona liczba:
- rzucanie plastrem sera na głowę psa
- połknięcie całej łyżki cynamonu
- wciąganie prezerwatywy nosem
- picie 4 litrów mleka w jak najszybszym czasie
- jedzenie kapsułek do prania
- lizanie deski klozetowej
- wlewanie wódki do oczodołów
- makijaż z użyciem lubrykantu
- sypanie sobie soli na rękę i wkładanie tam lodu (liczne odmrożenia 2 i 3 stopnia w szybkim tempie, połączenie ich daje temp. -18 stopni)
- jedzenie kilku kilogramów bananów popijając je Sprite'm
- wstrzymywanie oddechu i podduszanie za pomocą sznurka
- picie wrzątku lub oblewanie się nim
- piłowanie zębów
- jedzenie muchomorów
- maczanie jąder w sosie sojowym (podobno jądra miały odczuć smak 😂)
- długie rozpylanie dezodorantu na skórze
- policzkowanie przypadkowych ludzi
- nacieranie oczu papryczką chili
- wykonanie selfie w niebezpiecznych momentach np. przy przejeżdżającym pociągu (w Indiach kilkuset zabitych)

Chore co nie? 😶
I co jest w tym najdziwniejsze?

Setki tysięcy, miliony lajków, komentarze typu „lol geniusz” i „xD nie mogę przestać się śmiać”, a nikt nie myśli o konsekwencjach. Internet stał się wielkim podwórkiem, gdzie fiśnięci pokazują swoje wariacje, a reszta powtarza, nagrywa i wrzuca dalej. W efekcie coś, co w realnym życiu byłoby jednorazowym głupim wybrykiem, w sieci staje się trendem i kopiowane jest tysiące razy. Internet i platformy w dzisiejszej postaci to furtka dla (przepraszam) przygłupów, którzy normalnie zepchnięci zostaliby na margines społeczny i jeszcze 15 lat temu, nikt by o nich nie pamiętał.

Poziom trzeba obniżać, gdyż liczba głupich niepowstrzymalnie wzrasta, a wzrasta, bo beztroska.. - Waldemar ŁysiakDobry

Każdy trend musi się powtarzać co tydzień, bo inaczej algorytm „zapomni” o twórcy. Każda reakcja, każdy subskrybent traktowany jest jak punkt w grze. A to, co kiedyś wymagało kreatywności i pomysłu, teraz sprowadza się do cyklicznego odtwarzania schematów: ten sam taniec, te same przekleństwa, ten sam „challenge”, którego sensu nie sposób zrozumieć.

I nie zrozum mnie źle - młodzi mają prawo do zabawy i eksperymentowania. Tylko że… internet wchłania to wszystko i zamienia w hałas. Treści, które mogłyby uczyć, inspirować, prowokować myślenie, są przycinane, cenzurowane lub po prostu gubione w morzu krótkich, nieistotnych filmików. Kiedyś wartościowe treści w mediach były starannie przygotowywane, dzisiaj ważniejsze są statystyki niż treść.

Ocenzurowany czas YT

Wspomniałem o YT? No tak. YT tworzą ludzie, ludzie czyli twórcy a twórcy? Zaczęli kierować się czasem trwania filmów. Co ciekawe, nawet kanały, które teoretycznie skupiają się na poważnych zagadnieniach, robią to dziś bardzo pobieżnie. Weźmy na przykład temat katastrof – kiedyś powstawały dokumenty trwające po 1-2 godziny, złożone z dwóch części, z masą materiałów filmowych, opowieści świadków, badań komisji i dogłębnych analiz. Człowiek wychodził z seansu z wiedzą i poczuciem, że naprawdę rozumie, co się wydarzyło.

Dzisiaj? Dziesięć minut, z czego połowa filmu to dynamiczne przejścia, dramatyczna muzyka, komentarz typu „niesamowite, prawda?!” i… to wszystko. W ciągu tak krótkiego czasu nie sposób poznać szczegółów, zrozumieć kontekstu ani faktycznie przyswoić wiedzy. Efekt jest taki, że widz czuje się „na bieżąco”, ma wrażenie, że coś wie, a w praktyce nic nie wie. To jak jeść fast-food intelektualny: szybko, efektownie, smakowicie, ale zero wartości odżywczej.

Pułapka współczesnego YouTube: tempo, skrótowość i presja algorytmu. Sprawiają, że poważne tematy stają się bite-size contentem, który wygląda jak mini-rozrywka. Nawet twórcy, którzy mogliby zagłębić się w szczegóły, skracają wszystko do minimum, bo widzowie… no cóż, rzadko mają cierpliwości dłużej niż 15 minut. Bo długie audycje? Nikt nie lubi, nikt nie zostaje do końca. Lepiej mówić o głupotach, komentować live czat, robić reakcje, odpowiadać na komentarze i robić „najśmieszniejsze momenty dnia”. W efekcie każdy filmik staje się kolażem powtarzalnych żartów i przerzucania widza z jednej sceny do drugiej. Niby coś się dzieje, niby ktoś coś mówi, a w praktyce – absolutna pustka informacyjna. W efekcie YouTube przypomina taką gigantyczną salę lekcyjną, w której nikt nie słucha, a wszyscy krzyczą.

I co ciekawe – to już nie jest tylko domena młodych. Ten cały wir szybkich treści i „bite-size contentu” wciąga coraz częściej także starszych użytkowników. Bo dziś każdy może być twórcą, każdy może monetyzować pasję i - co najważniejsze nawiązać współpracę. A jak już pojawia się magiczne słowo „sponsorowane”, to nagle pan Janusz, lat 62, nagrywa unboxing nowego mopsa parowego i dodaje „hejka kochani, dzisiaj coś innego - sprzątamy z klasą”.

Serio - mamy boom na rozpakowywanie wszystkiego: zabawek, zakupów z AliExpress, paczek z kosmetykami, nowego tostera, a czasem… samego siebie, bo przecież thumbnail (miniatura obrazu filmu) z napisem „Nie uwierzysz, co mam w torbie!!! 😱” klika się lepiej niż jakikolwiek dokument o katastrofie lotniczej.

Bywa i tak, że starsi widzowie zaczynają prowadzić kanały o życiu codziennym, co w praktyce oznacza 15 minut pokazywania, jak się robi kanapkę, podlewa kwiatki i opowiada, że „oj dzisiaj boli krzyż, ale herbata z imbirem pomogła”. A komentarze? „Super filmik, czekam na więcej!”, "Panie Januszu, ja na plecy robię okłady z koca elektrycznego, mam taki, mogę podesłać". A przecież nic się tam nie wydarzyło! Zero treści, zero pointy, ale algorytm zadowolony - bo było w czas.

Ba! Nawet ci, którzy kiedyś robili porządne filmy, zaczynają się łamać. Bo jak tu konkurować z filmem „Kupiłem najtańszy telefon na Allegro – i patrzcie, co się stało!” No właśnie.. Więc i oni wchodzą w ten rytm: krócej, szybciej, głośniej – i najlepiej z clickbaitem w tytule albo tym przygłupim grymasem zdziwienia 😨

Zatem jak to wszystko podsumować?

Paradoksalnie – w świecie, gdzie każdy ma dostęp do wszystkiego, coraz trudniej znaleźć cokolwiek wartościowego. Hałas zagłuszył treść. Scrollowanie zastąpiło refleksję. A zabawa, która miała być tylko dodatkiem, stała się jedynym celem.

Czy to się zmieni? Może. Oby. Ale dopóki większość ludzi wybiera śmiech z idiotyzmów zamiast zadumy nad czymś mądrym, dopóty internet będzie wyglądał tak, jak wygląda – jak wielka, rozkrzyczana karuzela, na której „fiśnięci” kręcą się w kółko, a reszta robi z tego relacje na Instagramie.

Bo jak powiedział kiedyś pewien klasyk: „Głupota nie boli. Gdyby bolała, to mielibyśmy ciszę w internecie.”

I może to jest najgorsze – że już nawet nie boli.

 


Jeśli moje wpisy przypadły Ci do gustu i chcesz wesprzeć rozwój bloga, możesz postawić mi wirtualną kawę (GGwallet czeka!). Oczywiście, to całkowicie dobrowolne - blog i tak zawsze będzie dostępny za darmo. Dzięki za każde wsparcie, nawet to w formie dobrej energii! ☕😊



 **Gwarantuję Ci niezmienność moich treści**

Hash artykułu:

ID transakcji: sprawdź OP_RETURN i porównaj jego hash

Komentarze

Popularne posty

Discord kontra Forum – dlaczego Twój mózg tęskni za phpBB

Cyfrowy minimalizm - mniej pingów, więcej spokoju

Not Your Keys? – Krypto, Prawo i Wielkie Nieporozumienie