Blockchain, który naprawdę działa - nie na slajdach
Od lat słyszę, że blockchain zmieni świat. Że zdecentralizuje banki, uwolni dane, sprawi, że każdy będzie właścicielem własnej tożsamości. Tymczasem większość świata... nadal loguje się przez Facebooka, a połowa projektów z rewolucją w nazwie, skończyła w folderze archiwum.
Nie zrozum mnie źle - nie piszę tego z pozycji rozczarowanego inwestora, któremu nie wyszedł altcoin. Od lat siedzę w blockchainie, jako programista, teoretyk, na początku trochę nawet jak spekulant. Widziałem, jak wygląda prawdziwa praca z kodem, jak toporne potrafią być narzędzia, jak bardzo brakuje prostych bibliotek i normalnej dokumentacji, jak złożone potrafią być proste funkcjonalności i jak proste potrafią być złożone narzędzia. Wiem, że blockchain nie stanie się powszechny dopóki nie da zwykłemu użytkownikowi lub deweloperowi - takiemu, który po pracy siada z laptopem w kuchni i chce po prostu coś stworzyć - szansy zbudowania czegoś działającego bez walki z siecią, gazem i tysiącem węzłów. Bo dopóki blockchain wymaga inicjacji, dopóty pozostanie sektą technologii, a nie jej fundamentem.
Więc jaki powinien być blockchain, żeby naprawdę stał się częścią codzienności, a nie prezentacją na konferencji? O tym zaraz przeczytasz i zobaczymy czy się ze mną zgodzisz :)

Roadmap obietnic
Pamiętam rok 2018 - to był czas, gdy każde wystąpienie o blockchainie brzmiało jak zapowiedź ery postbankowej, postpaństwowej i postczegokolwiek. Wtedy wydawało się, że wystarczy dopisać do nazwy firmy „on blockchain”, żeby kurs akcji poszybował w kosmos. A w przestrzeni entuzjasów krypto - tam, gdzie siedziałem sobie i obserwowałem - panowało wręcz mistyczne uniesienie. Każdy nowy projekt obiecywał rozwiązać problem poprzedniego: „My będziemy szybsi”, „My zdecentralizujemy decentralizację”, „My wreszcie zrobimy interoperacyjność, ale taką prawdziwą”. Człowiek czytał whitepapery, śledził fora, testował testnety i miał wrażenie, że uczestniczy w czymś wielkim. Że to już za chwilę - jeszcze jedna iteracja, jeden fork, jeden magiczny update - i świat się obudzi w nowej ekonomii.
Potem przyszedł rok 2021. Kolejna fala entuzjazmu, tym razem z Web3, DeFi i NFT. Narracja się nie zmieniła - tylko logotypy. Projekty pojawiały się i znikały z prędkością, z jaką dzisiaj powstają memy. Ludzie na Twitterze przeżywali technologiczne orgazmy przy każdym nowym chainie, który obiecywał milion TPS, smart kontrakty albo prawdziwą decentralizację w warstwie 0. Ale po kilku miesiącach okazywało się, że nikt z tego nie korzysta, bo ten większościowy ruch krypto-entuzjastów to zwykli spekulanci, a cały ruch w sieci to boty pingujące własne kontrakty.
To było jak niekończący się maraton roadmap, które bardziej przypominały obietnice z kampanii wyborczej niż realny plan inżynieryjny. Najpierw wszyscy się ekscytowali, potem nikt nie wiedział, po co to było. Widziałem sieci, które miały być rewolucją, a kończyły jako kilka linijek martwego repo na GitHubie. Widziałem świetne pomysły, które utopiły się w gas fees, i zespoły, które spędzały miesiące na optymalizacji transakcji, żeby nikt poza nimi samymi nie mógł tego przetestować. Blockchain stał się ofiarą własnego hype’u. Bo zamiast budować, większość budowała narrację. Zamiast użytkowników – roadmapy a zamiast adopcji – wątki na Twitterze, które kończyły się słowami „early alpha soon”.
I w tym wszystkim ginęła rzecz najprostsza: nikt nie myślał, jak to ma działać dla zwykłego człowieka. Jak sprawić, żeby ktoś, kto nie zna różnicy między Proof-of-Stake a Proof-of-Work, mógł po prostu... użyć aplikacji. Nie zrozumieć - użyć. Bardzo dobrze utkwiły w mojej głowie słowa pewnego informatyka, który podczas swoich publicznych wystąpień, opowiadając o technicznych aspektach blockchain, puentował:
"Who Cares?"
To zdanie to złoto. Ma w sobie sedno problemu całej branży blockchain: technolodzy rozmawiają z technologami, a użytkownik dawno wysiadł z pociągu. Bo bądźmy szczerzy, tak naprawdę mało kogo interesuje, jak dokładnie działa protokół TCP/IP, kiedy wysyła zdjęcie kota przez Messengera. Albo jak skonstruowany jest silnik spalinowy, kiedy przekręca kluczyk w samochodzie. Użytkownik nie chce doktoryzować się z kryptografii, żeby wysłać token. Chce kliknąć i mieć to zrobione.
A tak? Wszyscy chcieli zbudować coś doskonałego, tyle że - jak to zwykle bywa - rzeczywistość postawiła ograniczenia. Zderzyliśmy się z problemem, który przez ostatnie lata zyskuje na znaczeniu: trylematem blockchain.
Monety do wszystkiego
Zanim ktokolwiek zaczął mówić o trylemacie blockchaina, świat kryptowalut przypominał jarmark z misją. Powstawały projekty, które miały zbawić świat - od kuchni po kosmos. Ktoś tworzył ScanCoin, bo przecież skanowanie dokumentów w blockchainie to przyszłość. Ktoś inny wypuścił ImageCoin, bo do generowania zdjęć potrzebujesz przecież własnego tokena. Gdzieś między nimi rodziły się jeszcze PetChain, EduToken, CoffeeBlock, ToiletPaperCoin i wiele innych - bo czemu nie, skoro każda czynność dnia codziennego mogła być zdecentralizowana?
Każdy z tych projektów miał świętą księgę zwaną "roadmap" - taki strategiczny plan działania, dla uspokojenia nic nie znających się inwestorów. Zazwyczaj wyglądał właściwie jak kopia poprzedniej, różnił się tylko logiem, grafikami i czcionką. Spisany z taką powagą, jakby od niej zależało zbawienie całego internetu a w niej lista obietnic.

Na początku było "Community Building", czyli eufemistyczne określenie na stworzenie grupy na Telegramie i profilu na X. Potem następował "Testnet Release" - co w praktyce oznaczało stronę na WordPressie z odliczaniem. A na końcu - "Mainnet Coming Soon", zawsze planowany na jakiś odległy kwartał za 2 lata, który z czasem magicznie przesuwał się na czas nieokreślony. Czasem, dla dramaturgii, dorzucano jeszcze sekcję "Partnerships", czyli wymianę maili z innym startupem z Discorda, żeby w aktualizacji móc napisać: "nawiązaliśmy współpracę z liderami branży".
Bo w tym świecie obietnica była walutą, a roadmapa - objawieniem. PR działał. Cyfrowa wieża Babel rosła, tylko że zamiast cegieł były tokeny. Większość z tych projektów nigdy nie wyszła poza testnet i nie wyjdzie. Takie tokeny obietnic powstają do dzisiaj ale z szybkością kilkudziesięciu nowych dziennie. W końcu, po latach tych wszystkich duchowych uniesień, dla projektów, które zaczęły poważniej podchodzić do swojej przyszłości, przyszła chwila otrzeźwienia.
Tu właśnie pojawia się trylemat blockchain - słowo-klucz, którym przez lata tłumaczono każde niepowodzenie. Bo podobno nie da się mieć wszystkiego naraz: szybkości, bezpieczeństwa, decentralizacji. Ale czy naprawdę nie da się, czy po prostu nie próbowano wystarczająco mądrze?
Trylemat blockchain
Wyobraź sobie, że blockchain to samochód przyszłości. Ma być szybki, bezpieczny i tani. Problem w tym, że na razie większość z nich to raczej prototypy na torze - błyszczące, skomplikowane, ale po pięciu minutach jazdy silnik zaczyna się dusić, a kierowca musi mieć doktorat z kryptografii, żeby odpalić radio.
Programiści od lat próbują rozwiązać tak zwany „trylemat blockchaina”. Wystarczy wpisać to hasło w Google, żeby zobaczyć dziesiątki artykułów, wykresów i konferencyjnych slajdów, które opowiadają o równowadze między skalowalnością, bezpieczeństwem i decentralizacją. Brzmi mądrze. Prawie jak równanie Einsteina. Tylko że - jeśli spojrzysz na to chłodnym okiem - to trochę akademicka fikcja. Osobiście kwestionuję ten „święty trylemat” znajdowany w googlu. Bo decentralizacja i bezpieczeństwo to w praktyce dwie strony tej samej monety. Im bardziej rozproszony system (zdecentralizowany), tym trudniej go złamać (bezpieczny). To nie są przeciwne siły - to zależne zmienne. W efekcie „trylemat” jest raczej chwytem marketingowym niż realnym problemem. Trylemat "googlowski" dotyka problemu inżynierii a nie jego funkcjonalności dla zwykłego użytkownika. Gdybyśmy mieli mówić uczciwie, chodzi o coś innego: Clou problemu, to jak zrobić blockchain: szybki, bezpieczny i.. tani.

To brzmi mniej efektownie, ale ma sens. To jest ekonomiczny trylemat blockchain, który czuje każdy inżynier i każdy użytkownik. Bo blockchain, który jest szybki, bezpieczny, zdecentralziowany, ale w płatności za obiad kosztuje tyle, co obiad w restauracji, nie jest postępem - jest żartem.
Skalowalność
Skalowalność - słowo, które w kręgach blockchainowych brzmi dziś jak zaklęcie. Bo tak naprawdę, to właśnie ona - zdolność sieci do obsługi milionów (tak - milionów) transakcji, a nie tylko kilku kaw dziennie - może zdecydować, czy blockchain wyjdzie z sal konferencyjnych TEDx i laboratoriów.

W praktyce oznacza to, że system musi działać, gdy użytkowników będzie nie dziesięciu, lecz dziesiątki milionów. Nie wtedy, gdy obciążenie wynosi „kilka TPS” (transakcji na sekundę), ale kiedy ulica, sklep, aplikacja, IoT, urządzenia, każą sobie płacić, przekazywać dane, weryfikować zdarzenia - w milisekundach, bez załamania. Na przykład Teranode, nowa wersja węzła w łańcuchu Bitcoin SV, nie mówi już o „może kiedyś”. Oficjalne komunikaty mówią o docelowej przepustowości ponad 1000000 transakcji na sekundę, testach, które już wykazały wartości wielokrotnie niższe w konkurencyjnych sieciach. W uproszczeniu: węzeł Teranode wprowadza architekturę rozproszoną w poziomie skalowalność co oznacza, że cała sieć może się rozrosnąć, gdy pojawi się zapotrzebowanie.
I właśnie to jest sedno: skalowalność nie jest dodatkiem. Jest warunkiem. Bez niej „blockchain dla wszystkich” to sloganik konferencyjny. Dopóki każde kliknięcie w dApp odpala alarm o opłacie sieciowej i potwierdzeniu za 10 minut, użytkownik - zwykły człowiek - wychodzi z pociągu. A przecież to on ma być pasażerem tego pociągu przyszłości, nie maszynistą z doktoratem z kryptografii.
Teraz spójrzmy na to przez pryzmat trylematu: kiedy próbujesz zwiększyć skalowalność - wiele sieci wybiera większe bloki, szybsze potwierdzenia - mogą one skrócić czas, ale jednocześnie wymagają więcej zasobów i często węzły muszą być potężne. To zmniejsza liczbę możliwych węzłów i prowadzi do centralizacji - co automatycznie uderza w bezpieczeństwo.
Bezpieczeństwo blockchain - fundament, a nie dodatek

Koszty transakcji w blockchainie

Kiedy blockchain w końcu odpali?
**Gwarantuję Ci niezmienność moich treści**
Hash artykułu:
ID transakcji: sprawdź OP_RETURN i porównaj jego hash
Komentarze
Prześlij komentarz