Przejdź do głównej zawartości

OSINT – czyli jak nie robić wywiadu w internecie na odwal się

No dobrze, wszyscy teraz gadają o tym OSINT – czyli Open Source Intelligence. Brzmi poważnie, ale tak naprawdę to tylko sztuka wyszukiwania i ogarniania informacji z tego, co jest publicznie dostępne. Facebook, Twitter, fora, bazy danych i różne takie. Tylko że… wielu z nas robi to średnio, często na odwal się, a potem się dziwi, że wyniki są takie sobie albo nie ma ich w ogóle.

wywiad z danych otwartych

Dlaczego tak się dzieje?

Bo zamiast samemu pogłówkować i pogrzebać, ludzie wolą kliknąć w kolejny „super-narzędzie”, które niby wszystko zrobi za nich. Jasne, to super sprawa, że coś ci wypluje 100 linków albo kilka profili, ale to nie znaczy, że możesz spokojnie olać resztę. I wcale się nie dziwię – szkoda czasu na ręczne sprawdzanie, prawda? No właśnie… ale efekty są wtedy jakbyś próbował zbudować dom z kart.


Musisz zdać sobie sprawę, że:
1.    Narzędzia to nie magia

Ludzie myślą: „jak wrzucę dane do automatu, to on znajdzie wszystko i mi poda gotową prawdę”. Niestety nie. Bez naszej czujności i myślenia to jak z kalkulatorem – fajnie dodaje, ale nie powie ci, czy rachunek ma sens.

2.    Weryfikacja na poziomie „to chyba prawda”

Znaleźliśmy info w archiwum z 5 lat temu? Super, ale co jeśli tamte dane były już wtedy niepewne? Albo ktoś je zmanipulował? A w internecie pląta się mnóstwo śmieci, fake newsów i powielanych błędów. I jeżeli robimy OSINT polegając na starych informacjach bez ich sprawdzenia, to formułujemy wnioski na podstawie piasku. Brzmi źle, i tak jest.

3.    Nie kopiesz głębiej, bo szkoda czasu

Powierzchowne przeszukanie Google’a, parę kliknięć na profilach, kopiuj-wklej z wiki i gotowe? No nie bardzo. OSINT to trochę jak detektywka – trzeba mieć cierpliwość, drążyć, prześwietlać każdy kawałek informacji.

4.    Kontekst? Kto by tam...

Ludzie ignorują to, że dane w różnych miejscach znaczą co innego, że trzeba patrzeć na język, kraj, datę, sytuację. Bez tego łatwo jest rozumieć rzeczy totalnie na opak.

Dane w sieci bywają… zwyczajnie fałszywe

Internet jest tak ogromny, że znajdziesz tam wszystko. Nie każdy stary wpis jest prawdziwy, a wiele informacji krąży po sieci jak echo – ktoś raz wrzucił fałszywkę, a potem tysiące ludzi ją powielają jakby była święta. To złudzenie, że archiwalne dane są nienaruszalne, to prosta droga do błędnych wniosków. A błędne wnioski w OSINT to przepustka do … no właśnie, do błędów.


Jak to zrobić lepiej? Nie ma cudów – trzeba trochę się przyłożyć:
•    Sprawdzaj każdą datę, czy info nadal ma ręce i nogi,
•    Weryfikuj, skąd pochodzi źródło, kto za tym stoi i czy czasem nie wciska kitu,
•    Nie wierz ślepo narzędziom, używaj ich, ale samemu myśl i analizuj,
•    Korzystaj z różnych źródeł – im bardziej nietypowe, tym lepiej,
•    I najważniejsze – bądź sceptyczny. Jeśli coś wygląda zbyt pięknie albo za bardzo pasuje – to może być pułapka.

OSINT ma mega potencjał, ale tylko wtedy, gdy na serio do tego podejdziemy. Więc jeśli chcesz, żeby twoje wyniki były coś warte, zostaw sentymenty do „auto narzędzi” i zacznij trochę kombinować. Bo OSINT to sztuka – taka, w której trzeba być trochę detektywem i trochę hakerem własnego rozumu.


Internetowi detektywi, czyli pełna akcja, mały research

W sieci wręcz roi się od tzw. „specjalistów OSINT”, internetowych detektywów czy samozwańczych znawców, którzy w zaledwie kilka dni potrafią „rozwiązać” skomplikowane zagadki lub odsłonić tajemnice, tworząc swoje śledztwa niczym współczesne wersje Sherlocka Holmesa na sterydach. Brzmi to niezwykle atrakcyjnie i efektownie, ale prawdziwa sztuka OSINT zdecydowanie nie jest sprintem, a raczej długodystansowym maratonem wymagającym cierpliwości, sumiennej pracy i wielowarstwowej analizy.

Problem polega na tym, że wielu z tych internetowych „detektywów” bazuje wyłącznie na szybkim, często powierzchownym gromadzeniu informacji dostępnych tu i teraz, bez głębszego sprawdzania źródeł czy zrozumienia szerszego kontekstu. To nie jest prawdziwa eksploracja danych, lecz bardziej próba szybkiego zaspokojenia ciekawości czy zdobycia popularności. Prawdziwe, rzetelne śledztwo to zupełnie inna bajka – wymaga czasu, niejednokrotnie powrotu do pierwotnych źródeł, konfrontacji informacji oraz weryfikacji założeń. Jednak w internetowym ekosystemie panuje presja, by działać szybko, być pierwszy i zebrać kliknięcia.

Jednym z wyraźnych przykładów tej presji są formaty wideo, które coraz częściej przyjmują krótszą formę, z reguły dookoła 10-15 minut długości. Jeszcze kilkanaście lat temu dokumenty czy analizy mogły trwać godzinę, a nawet dłużej – z rozbudowanym wprowadzeniem, szczegółowymi wskazówkami i dokładną prezentacją źródeł. Teraz skraca się to do krótkich form, które lepiej wpisują się w algorytmy i zwyczaje odbiorców, którzy szybko się nudzą i oczekują dynamicznej dawki informacji. Oczywiście krótszy czas trwania ma swoje zalety i ułatwia przyswajanie treści, jednak często powoduje to nieuchronne pominięcia, uproszczenia i płytką analizę, która rzadko spełnia kryteria rzetelności.

Podobnym zjawiskiem są miniaturki do takich filmów – tak zwane „thumbnail’e”. Praktycznie każda grafika tytułowa zawiera zdjęcie osoby z przesadnie wyrażonymi emocjami – szokiem, przerażeniem, zdziwieniem czy złością. To świadomy zabieg marketingowy, który ma za zadanie przyciągnąć widza do kliknięcia, wzbudzić ciekawość i zachęcić do obejrzenia filmu - przyciągają one widza skuteczniej niż spokojne i neutralne zdjęcia. Ponadto, tytuły i nagłówki często są tworzone pod kątem maksymalnego zainteresowania, kosztem dokładności. Stosuje się formy typu „Sensacja! Tajemnica rozwiązana!”, „Szokujące!” albo „Śledztwo, które odsłania prawdę”, nawet jeśli owa „prawda” jest na bazie jedynie częściowo zweryfikowanych danych, przypuszczeń lub plotek. Dla wielu twórców ważniejsze jest zbudowanie napięcia i przyciągnięcie masowego odbiorcy niż weryfikacja i przedstawianie wyważonych wniosków.

W praktyce oznacza to także brak pełnej transparencji co do źródeł informacji i metodologii badań. Często materiał bazuje na pojedynczych, nierzetelnych lub wtórnych źródłach, które nie zostały dokładnie sprawdzone. Brakuje dokładnego przedstawienia procesu – krok po kroku, co z czego wynika i jak doszło się do konkretnych informacji czy wniosków. Niekiedy widzowie nie mają więc podstaw, by samodzielnie ocenić trafność lub rzetelność danego przekazu. Dodatkowo, wzrasta rola presji na szybką publikację – tworzenie materiałów „na teraz”, najczęściej w ciągu 1-2 dni a nawet godzin od pojawienia się wydarzeń. Taki pośpiech zachęca do uproszczeń i czasem do akceptowania pierwszych lepszych wersji „prawdy”, zamiast prowadzenia wieloetapowych dochodzeń. Szybkość i chęć bycia pierwszym to niestety szybka droga do błędów, niedopowiedzeń i powierzchownych analiz.

Na koniec warto zwrócić uwagę na rolę narracji samego twórcy, który często balansuje na granicy eksperta i showmana. Zwraca uwagę podkreślanie ogromnej liczby subskrybentów, doświadczenia lub rzekomego zaufania, które mają rzekomo potwierdzać jego kompetencje. Jednak prawdziwa wartość takiego przekazu powinna wynikać z jakości i transparentności materiału, a nie tylko z popularności czy charyzmatycznej prezentacji.

A może przykład z ostatnich wydarzeń?

Dron w Osinach. 

Oto kolejność pojawiania się informacji o upadku drona w Osinach:

  1. Pierwsze zgłoszenia o eksplozji drona w Osinach pojawiły się już około północy z 19 na 20 sierpnia. 

  2. Informacje o dronie pojawiły się w mediach zagranicznych oraz polskich.
    Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych podawał, że Polska otrzymała informację o ataku dronów na Ukrainę i podniosła gotowość bojową już we wtorek wieczorem, z tym że polskie wojsko do północy nie wykryło zagrożenia, a dopiero rano dowiedziało się o eksplozji drona w Osinach. Zwracano uwagę, że dron mógł lecieć nisko, by ominąć radary i że jego trasa mogła obejmować Białoruś lub Ukrainę, ale władze nie potwierdziły dokładnej trasy lotu. Pojawiła się też hipoteza, że mogło to być urządzenie-wabik.

  3. Prokuratura prowadzi postępowanie w kierunku sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia. Zabezpieczono miejsce eksplozji i linie energetyczne, które mogły być uszkodzone przez drona. Prokurator Okręgowy w Lublinie Grzegorz Trusiewicz podkreślał, iż wszystko wskazuje na to, że dron nadleciał z terytorium Białorusi, na co wskazują zabezpieczone dowody i zeznania świadków.

  4. Eksperci i prokuratura podkreślili, że dron eksplodował, co wskazuje na użycie materiałów wybuchowych i że był to prawdopodobnie rosyjski dron, co uznano za prowokację Rosji w kontekście dyskusji o pokoju w Ukrainie.

  5. Ukraińskie grupy monitorujące sytuację obserwowały drona już kilka godzin wcześniej, rejestrując jego przemieszczanie się w ukraińskiej przestrzeni powietrznej. Dron miał realizować misję obserwacyjną i krążyć, a miejsce upadku nie było przypadkowe — blisko jest miejscowość o tej samej nazwie, gdzie znajduje się lotnisko wojskowe Polski.

  6. Nowe analizy oraz przeszukania na miejscu zdarzenia trwają, wciąż badane są materiały i zgromadzony materiał dowodowy. W dniu 26 sierpnia 2025r. Wiceszef MSZ wskazuje, że opiera się na nieoficjalnych danych ale dron nadleciał prawdopodobnie z terytorium Ukrainy.

Rozwińmy pkt 5. 

W internecie znaleźć też można publikacje z portalu militarnyi.com (kilkanaście godzin po eksplozji) o prawdopodobnej trasie przelotu drona, który wleciał nad Polskę:

"Około godziny 2:00 w nocy, 20 sierpnia 2025 roku, 40 km od stolicy Polski, Warszawy, rosyjski dron szturmowy Shahed rozbił się i eksplodował, o czym świadczy charakterystyczny silnik znaleziony na miejscu zdarzenia. Na zdjęciu widoczny jest charakterystyczny czterocylindrowy silnik typu bokser, będący kopią niemieckiego MD550, montowany w rosyjskich bezzałogowych statkach powietrznych typu Geran i Harpia."

Później seria zdjęć, dat, godzin i podsumowanie:

"Ukraiński kanał Telegram “ППО радар | Напрямок ракет | Напрямок шахедів |” informował o przemieszczeniu się jednego wrogiego drona z obwodu żytomierskiego do obwodu chmielnickiego/rówieńskiego w dniu 19 sierpnia 2025, 23:29, który rzekomo miał  opuścić przestrzeń powietrzną około godziny 1:00 czasu w Kijowie (dop. 00:00 czasu Polskiego). Biorąc pod uwagę, że średnia prędkość rosyjskich dronów szturmowych wynosi 120–150 km/h, odległość tę mogłyby pokonać w półtorej godziny lotu w linii prostej i pozostawał nad terytorium Polski przez kolejne 2–2,5 godziny, zanim rozbił się o godzinie 3:22 czasu w Kijowie lub 2:22 czasu w Warszawie."

Artykuł wygląda na porządny ale sprawdźmy o czym oni piszą.

Na początek czasy i miejsca przelotu drona wg. komunikatów (już po skorygowaniu stref czasowych):

22:29    | Granice obwodów chmielnicki-tarnopolski
22:54    | Kierunek Belogorye
23:21    | alarm w obwodzie lwowskim
23:21    | nagrany akustycznie Złoczowo
23:31    | nagrany akustycznie Brody
00:26    | odwołanie alarmu w obwodzie lwowskim
*alarm odwołuje się po ok. 20-30 min od ustąpieniu zagrożenia to skorygujmy czas
23:56    | odwołanie alarmu w obwodzie lwowskim
*pozostało ok 170 km w linii prostej do Osin
22:58/23:58  |  eksplozja w Osinach

No coś tu nie gra. A coś może na temat silników?


Tak wygląda MD550:



 Tu zdjęcie "upadniętego" drona z Osin (dodałem większy kontrast dla uchwycenia szczegółów):



 A tutaj znaleziony w internecie silnik DLA360cc:

 

I jeszcze jedno zdjęcie, chyba nawet lepsze:


Różnice w silniku MD550 i zdjęcia silnika z Osin są oczywiste: żeberka chłodzące cylindrów mają inny układ, tłoki mają inny wygląd, silnik „Geran” ma koło zębate rozruchowe i zupełnie inny układ wydechowy. Natomiast zdjęcia DLA360 pasują tutaj.. bardziej.

Co więcej jeszcze kilka dni temu można było kupić obie wersje silnika DLA360 w internecie na chińskiej stronie airmobi - dzisiaj wyświetla się błąd 404.


A teraz garść danych:

  • Pierwsze publikacje w internecie
    - 20 sierpnia 2025, 07:35 - pap - fakt
    - 20 sierpnia 2025, 07:36 - bankier - fakt
    20 sierpnia 2025, 07:40 - wp - fakt
    20 sierpnia 2025, 07:46 - onet - fakt
     
  • Czas eksplozji wg. świadków
    - "Około północy usłyszałem ogromny huk. Taki, że zatrzęsły się szyby w oknach" - fakt.
    -
    "Było tak około północy i był strzał straszny" - fakt
    - "Nasza córka nie spała, siedziała jeszcze w pokoju." - fakt
    - "Zastępca Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie przekazał, że funkcjonariusze zostali zaalarmowali w tej sprawie w nocy o godz. 02:22" - fakt.

  • Czas wideo z eksplozji, które krąży po internecie, pokazuje datę 19 sierpnia 2025, 22:58  (weźmy pod uwagę też fakt braku zmiany czasu z zimowego na letni w kamerze, byłaby to godzina 23:58)

Podsumowanie:

Artykuł z militarnyi.com, choć posiada aż 3 "analityczne" artykuły na ten temat i wygląda na rzetelny, mija się z prawdą. Dlaczego?
Bo ktoś zrobił artykuł pod polskie informacje, najwidoczniej translator przetłumaczył mu czas zawiadomienia/powiadomienia Policji o zdarzeniu (02:22), jako czas wystąpienia zdarzenia (eksplozji); a jak już wiemy czas eksplozji to 22:58 lub 23:58 (w zależności od tego czy czas w kamerze był ustawiony na letni czy zimowy). Reszta mapek, choć wygląda imponująco, niczego nie dowodzi. Ok, wracajmy do tematu.

Odrzucić presję. 

Jeśli chcesz robić OSINT prawdziwie i dobrze, musisz odrzucić presję „szybkiego wyniku” i nastawić się na porządne, często czasochłonne zbieranie i sprawdzanie informacji. Istnieją badania i publikacje, które potwierdzają to, co opisałem wcześniej – zwracają one uwagę na to, że choć OSINT jest świetnym narzędziem i posiada wiele zalet (np. dostępność danych, niskie koszty, wszechstronność zastosowań), to jednak jego skuteczność bardzo zależy od jakości podejścia do analizy danych.

Przykładowo raport Akademii Wywiadu podkreśla, że choć OSINT umożliwia skuteczną analizę i weryfikację danych z ogólnodostępnych źródeł, to zagrożenia takie jak dezinformacja i fałszywe dane wymagają od analityków dużej uwagi i czasu poświęconego na rzetelną pracę i krytyczną ocenę materiałów. Dodatkowo wykorzystywanie OSINT w rzeczywistych operacjach (np. śledztwa zbrodni wojennych czy cyberbezpieczeństwo) pokazuje, że sukcesy opierają się na dokładnym sprawdzaniu materiałów i zbieraniu informacji z różnych wiarygodnych źródeł, co trwa i wymaga zaangażowania, a nie szybkich, powierzchownych działań.

Limity OSINT?

Są sytuacje, gdy nawet najbardziej wyrafinowane metody i narzędzia napotykają na ścianę i gdy „niewidzialni” pozostają niewidzialni. Pojawiają się przypadki, gdy osoby, organizacje lub całe grupy świadomie i skutecznie ukrywają swoje działania. Stosują w tym celu zaawansowane techniki ochrony prywatności oraz metody „anty-OSINTowe”:

  • VPN-y i sieci TOR – kluczowe narzędzia do ukrywania prawdziwej lokalizacji i tożsamości w sieci.
  • Fałszywe profile i zmylenia tożsamości – coraz częstsza praktyka, która znacząco komplikuje weryfikację danych.
  • Działania offline – aktywności pozostawiające niewiele lub wręcz żadne cyfrowe ślady.

Przykłady z historii pokazują, że takie metody mogą skutecznie utrudnić, a czasem wręcz uniemożliwić pozyskanie jasnych i wartościowych informacji:

  1. Sprawa próby otrucia Siergieja Skripala (2018) – portal Bellingcat, pomimo dostępu do bardzo zaawansowanych narzędzi oraz międzynarodowej współpracy, napotkał na poważne przeszkody. Sprawcy operowali pod fałszywymi tożsamościami i korzystali z rozmaitych zamaskowań, co znacząco utrudniło ich śledztwo. Finalnie udało się ich zidentyfikować, ale droga do prawdy była wyboista i wymagała ponadprzeciętnego zaangażowania.
  2. Zamachy w Bostonie (2013) – OSINT pomógł szybko zidentyfikować podejrzanych, lecz jednocześnie w śledztwie „zaginęły” osoby bardzo ostrożne, które praktycznie nie pozostawiły cyfrowych śladów.
  3. Przestępczość zorganizowana i cyberprzestępczość – coraz częściej osoby zaangażowane w nielegalne działania „optymalizują” swoje zachowania pod kątem unikania śledzenia i wykrywania przez OSINT – korzystają z autorskich metod zamaskowania, wielopoziomowego rozproszenia informacji lub całkowicie rezygnują z obecności w przestrzeni internetowej.


Kluczowa lekcja płynąca z powyższych przykładów jest jedna: OSINT opiera się wyłącznie na informacjach jawnych i publicznie dostępnych. Jakość tych informacji, pozostawia niestety wiele do życzenia. Jeśli ktoś nigdy nie zostawi cyfrowego śladu lub aktywnie dba o jego ukrycie, nawet najlepsze narzędzia i analitycy - mogą okazać się bezsilni. To pokazuje, że OSINT nie jest „czarodziejską różdżką”, a raczej jednym z elementów większego zestawu metod wywiadowczych. Powierzchowne podejście, pośpiech czy bezrefleksyjne poleganie na automatyce i braniem informacji za pewnik, to droga donikąd. OSINT wymaga czasu, wytrwałości i dogłębnego kontekstu – często też uzupełniania informacji metodami offline.

Czasem efekt jest jasny: nie ma informacji. Dlatego – mimo ogromnego potencjału – OSINT być może nie zastąpi nigdy holistycznego, wielowymiarowego podejścia do zbierania i analizy informacji.


 **Gwarantuję Ci niezmienność moich treści**

Hash artykułu:

ID transakcji: sprawdź OP_RETURN i porównaj jego hash

Komentarze

Popularne posty

Discord kontra Forum – dlaczego Twój mózg tęskni za phpBB

Cyfrowy minimalizm - mniej pingów, więcej spokoju

Not Your Keys? – Krypto, Prawo i Wielkie Nieporozumienie